qbaphotoscom
qbaphotoscom
bren bren
257
BLOG

Mokra sobota

bren bren Kultura Obserwuj notkę 19

Część III, odcinek 14

Błoto. Mokra, ohydna maź oblepiła mu stopy, tworząc spotworniałe chodaki. Wilgoć przenikała przez ubranie. Błoto. Nie pryskało zbyt wysoko, ale Mały Joe wywrócił się kilka razy. Ciężką torbę starał się chronić przy każdym upadku, nie zważając na skutki uboczne. Błoto.
Powód wędrówki przed jej podjęciem wydawał się oczywisty. Odnalezienie Starucha, który dawno temu opuścił nie tylko Dzielnicę, ale i Miasto. Jednak teraz korzyść z tego spotkania rozpływała się w lepkiej ciemności. Chociaż podobnie jak podczas wcześniejszej rozmowy z Suchym nie został osłabiony wątpliwościami. I właściwie tyle. Mało? Aż nadto – powiedziałby ktoś, kto nie uwierzył w jego opowieść. Mały Joe wiedział to aż za dobrze. Ale w obu przypadkach problem nie dotyczył wiarygodności.
Nie szukał pomocy. Uzasadnień. Miał przekazać ostrzeżenie i zrobił, co do niego należało. Czy liczył na cokolwiek jeszcze? Tak. Na wyjaśnienie, wspólne wytłumaczenie fragmentów własnej relacji, których sam nie rozumiał. I tu się zawiódł.
Interpretacje, a zatem i pomysły na możliwe działania, różniły się znacznie. Suchy był przekonany, że oprócz opisanej przez Małego Joe postaci dawną knajpę U Grubego zapełniają także inne cienie. Żywych i umarłych (co akurat zgadzało się z koncepcją Starucha). Zdziwiłby się, gdyby było inaczej, wierzył bowiem, że nie tylko psy (co oczywiste), ale i samochody mają coś w rodzaju duszy. Suchy uważał, że zamiast się rozdrabniać, bawić w podstawianie lusterek czy inne pedalskie sztuczki, należy załatwić sprawę najprostszym sposobem. Wpaść tam z drabiną o jednym poluzowanym boku, ponabijać wszystkich na oswobodzone szczeble i wytaszczyć pod Kopiec. Przy okazji boksery się wybiegają.
Staruch stwierdził, że byłby to błąd o nieodwracalnych skutkach. Nie ze względów technicznych, w które nie wnikał (w ogóle go nie obchodziły). Również nie dbał o starania dotyczące określenia statusu poszczególnych osobników. Postać w czarnych okularkach, z pozostałościami pagonów na ramionach, uznawał  – wbrew odczuciom Małego Joe –  za mniej ważną. Jej pojawienie się, a właściwie fakt, że Mały Joe mógł ją dostrzec, stanowiło przejaw aktywności kogoś znacznie potężniejszego, kto przywołał całą tę bandę zombie. Ten temat potrafił rozwijać w nieskończoność i Mały Joe uświadomił sobie, że lekceważone przezeń dotąd plotki, iż z tego właśnie powodu Staruch porzucił Dzielnicę, były bliskie rzeczywistości. A zatem samotne szaleństwo Starucha więcej miało wspólnego z rzeczywistością i Dzielnicą niż uporczywe krążenie Małego Joe po coraz bardziej obcych zaułkach.
Dla Suchego wszystko było proste, jak szczęka boksera; dla Starucha – skomplikowane, jak gruzłowate konary stuletniego dębu. Średnia, jaką mógł z tego wyciągnąć Mały Joe, nie podsuwała żadnych wskazówek. Pozostawiała go w punkcie wyjścia, z torbą pełną rekwizytów, których przeznaczenia nie znał i nawet nie próbował odgadywać. Wiedział tylko, że nie można dłużej czekać. I że wtargnąwszy do byłej knajpy U Grubego, rozpocznie ciąg wydarzeń, których finału nikt nie był w stanie przewidzieć.
Ale najpierw trzeba było wrócić, dotrzeć do Dzielnicy, wrócić, przebrnąć przez błoto. Błoto, którego nowe warstwy pokrywały poprzednie, wysychające już i zmieniające się w skorupę. Błoto.
 

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura