bren bren
369
BLOG

Wolna Matka

bren bren Kultura Obserwuj notkę 28


Tekst, zamieszczony u Capy, przywołał wspomnienie książki, o której przy wielu już okazjach chciałem napisać. A że niedawno minęła rocznica śmierci autora – zmarł 8 maja 1999 r. – to może teraz.  
Wolna trybuna (z 1985 r.) Christiana Skrzyposzka jest nie tylko najlepszą powieścią o komunie, jaka kiedykolwiek i gdziekolwiek się ukazała, ale w ogóle powieścią wybitną. Gdy opublikowano ją w Polsce w 1999 r. (już po śmierci Skrzyposzka) nie straciła blasku, a – co jest nieco przerażające – staje się coraz bardziej aktualna. (Niestety, nie jedynie dlatego, że akcja powieści toczy się w ówczesnej przyszłości – przed obchodami 50 rocznicy powstania PRL). I pozostaje najznakomitszą powieścią, jaką wydano w Polsce po roku 1989.   
 Dla tych co nie czytali (przede wszystkim: przeczytać natychmiast!): Wolna Trybuna to projekt, w którym na udostępnionych maszynach do pisania (nie było jeszcze portali…) społeczeństwo może pisać, co chce. Ogromna liczba zróżnicowanych postaci (od Członka BP  – Janko Wołka po transwestytę) wymagała niesamowitej inwencji językowej. Humor czarny. Masa wulgaryzmów, więc co wrażliwszych ostrzegam przed lekturą przytoczonych fragmentów jednego z wpisów.  
 
 
Wiek 60
Zawód Nauczyciel j. polskiego
Drodzy Panowie i Panie, Drogie towarzyszki i towarzysze!
Jestem skromnym pedagogiem, a nadto kobietą, i nigdy bym się nie odważyła wystąpić w kwestiach obcych memu życiowemu przygotowaniu i wykształceniu, z tym większym jednakowoż zaangażowaniem gotowa jestem – jako nauczyciel j. polskiego – bronić interesów naszej pięknej mowy polskiej. To, co od pewnego czasu na naszych oczach dzieje się na ustach użytkowników naszego języka, woła o pomstę do nieba i zasługuje na publiczną troskę. Kiedy na przykład godzinę temu zdążałam do Waszej Wolnej Trybuny, natknęłam się po drodze na mężczyznę, który prawdopodobnie przewrócił się i dlatego leżał na chodniku, lecz kiedy zaniepokojona pochyliłam się, aby mu ewentualnie udzielić pomocy, usłyszałam wulgarne: Odpierdol się, głupia pizdo... W chwilę później, w przepełnionym autobusie, poprosiłam pewnego młodzieńca, aby stanął na prawej nodze, przynajmniej na chwilę, bo lewą stoi już od kwadransa na mej stopie i zachodzi obawa, że ja tego nie wytrzymam, i poprosiłam naprawdę grzecznie, bez zaczepliwości czy kpiny, niemniej on uznał za wskazane odpowiedzieć mi: Czy nie widzisz, kurwo, że prawą stopę mam zajętą? A zresztą huj cię obchodzi moja stopa, sama sobie radź!...  
Prawdę mówiąc, ja nawet niezupełnie wiem, co te asocjalne wyrażenia oznaczają, instynktownie jednak czuję, że nic dobrego, bo przecież w przeciwnym razie byłyby mi doskonale znane, z reakcji mego otoczenia wnoszę jednak, że pogwałceniu ulegają w nich elementarne zasady ludzkiej przyzwoitości, nie mówiąc już o kanonach higieny języka. Otóż ja myślę, drogie Koleżanki i Koledzy, że najwyższy czas, abyśmy tej drażliwej problematyce odważnie zajrzeli w oczy, w przeciwnym razie zlekceważymy na pozór niewinne, niemniej jednoznaczne symptomy ciężkiej choroby – podobnie syfilis, jak towarzyszom wiadomo, zwykł się w pierwszym stadium choroby manifestować niewinną wysypką na skórze poszkodowanego. Czy nie tak?
Cóż to bowiem oznacza, jeżeli użytkownicy języka, zamiast sięgać do wyrażeń gotowych i od dawna przez kulturę danego społeczeństwa zasymilowanych, powołują do życia wyrażenia nie dość, że nowe, to nadto odczuwane przez przygodnych słuchaczy jako kumulacja ordynarności i duchowego chamstwa? Cóż to oznacza, towarzysze, jeżeli obywatele nie znajdują w swoim narodowym języku żadnego słowa do wyrażenia treści i uczuć, jakie w danej chwili wypełniają ich głowy i serca?... Jeżeli sięgają do tych rezerwuarów języka, które od wieków służą do wyrażania pogardy tak dla życia i jego naturalnych funkcji, jak dla człowieczeństwa i poszczególnych ludzi?...
Znaczy to, towarzysze, ni mniej ni więcej, że albo niepotrzebnie wmawiamy ludziom, że są czymś lepszym niż są, albo – że życie faktycznie aż tak niewiele jest warte, iż co chwila i na każdym kroku trzeba odnawiać język, aby  p a s o w a ł  d o  s y t u a c j i, czy nie tak?
Nie jestem fanatykiem  p r a w d y, towarzysze, dlatego powiadam: mniejsza o to, jak to z tym faktycznie jest, naprawdę ważne jest tylko to, jak  p o w i n n o  być, a zatem nie pozwólmy, towarzysze, aby prawda bezkarnie rzucała nam się kłodą pod nogi i opóźniała nasz marsz ku Przyszłości. Nie byłoby to bowiem ani zbyt mądre, ani skuteczne, któż bowiem zostałby w razie czego pociągnięty za to do odpowiedzialności jak nie  P a r t i a? Kto od pół wieku prowadzi Naród i decyduje o kierunku i poszczególnych aspektach jego rozwoju? Czy nie zachodzi obawa, iż któregoś dnia ten czy inny obywatel głośno powie, a Społeczeństwo mu przytaknie: „To właśnie partia stworzyła Polakom takie  w a r u n k i ż y c i a  i tak ukształtowała jego  c z ł o w i e c z ą  s y t u a c j ę, że Polak, pragnąc się wypowiedzieć, lub po prostu zareagować na najzwyklejsze zdarzenie, coraz częściej musi i  w o l i  sięgać właśnie do tych kanałów polszczyzny, w których od wieków gromadzi się niechęć, abnegacja i pogarda dla życia, w których od wieków pęcznieje świadomość, że życie niewarte jest  p i ę k n y c h   s ł ó w, przeciwnie: że  n a j o b r z y d l i w s z e  słowa są akurat wystarczająco adekwatne, by użyć ich jako surowca do r e a k c j i i na życie i świat:?...
Więc ja bym się, kurwa, na miejscu Partii poważnie nad tym zastanowiła. (Oczywista nie popełniam tu tego samego grzechu z upodobania i braku woli poprawy, lub z cynizmu, lecz tylko dlatego, by formalnie uatrakcyjnić myśli, z którymi przychodzę. A oprócz tego wyobrażam sobie, że wyrażenia te, mimo że nie wiem, co oznaczają, jednak na pewno  c o ś  o z n a c z a j ą, a ponieważ spostrzegam, że Towarzysze często się nimi posługują do wyrażenia wewnętrznej ekspresji oraz swego  o g ó l n e g o  s a m o p o c z u c i a, chcę przemówić podobnie, w języku  p o k r e w n y m  i zarezerwowanym dla ludzi, którzy zdecydowali wypowiedzieć się  z a  w s z e l k ą  c e n ę. Jeżeli przy tym pomylę „kurwę” z „pizdą” lub „huja” z „pierdoleniem”, proszę mi wybaczyć, ja naprawdę jestem  p o c z ą t k u j ą c a  i nie rozporządzam stosowną rutyną).
A zatem, huj wam w dupe, towarzysze, zastanówmy się nad sednem rzeczy, o którą tu chodzi. Chodzi, kurwa, o socjalizm, no nie? To tak w  o g ó l e, pies jebał naszą mać, towarzysze, w  o g ó l e  to zawsze chodzi przede wszystkim o  s o c j a l i z m, natomiast w szczególności, drodzy jebani współcześni, więc w  s z c z e g ó l n o ś c i  na co powinniśmy zwrócić uwagę?... na  g o d n o ś ć  l u d z k ą, kurwa, no nie? Bo bez godności nie ma radości, jak powiadają masy pracujące z Klasą Robotniczą na czele. Nasz język, kurwa, nie wystawia świadectwa  g o d n o ś c i  naszemu jebanemu życiu, i temu, job twaju mać, trzeba jakoś zaradzić. Tu nie wystarczy pierdolić trzy po trzy, towarzysze, tu trzeba  z a d z i a ł a ć. Grozi nam bowiem duchowe zbydlęcenie. Od pół wieku osuwamy się w jakąś abstrakcyjną pizdę przy pomocy jakiegoś zupełnie zmetaforyzowanego huja, co na pewno ani nie należy do przyjemności, ani nie może być celem dalekowzrocznej polityki Partii oraz naszego ludowego państwa. Czy nie mam racji?
Jasne, towarzysze, że życie nie składa się wyłącznie z cnót i walorów, piękna i wzniosłych uczuć, napotykamy w nim, kurwa, również aspekty zjebane na śmierć, bezsprzecznie. Ale czy znaczy to, towarzysze, że na życie składają się wyłącznie świństwa i gnój, oszustwa i ułudy, że jest ono jednym wielkim zapiżdżonym humbugiem? Oprócz wszystkiego, co plugawe i boleśnie rażące, życie jest przecież nieustającą walką o jakość jego  i s t o t y. To my, kurwa, o s o b i ś c i e, poprzez nasze codzienne czyny, myśli i uczucia – a to znaczy również: poprzez głośno wypowiadane słowa – to my osobiście decydujemy o tym, czy życie staje się godne miłości i szacunku i czy wydźwignie się – wszelkim przeciwnościom losu na przekór – ze sfery bezwładu, plugastwa i bezmyślnych instynktów. Tak to jest, kurwa, drogie siostry i bracia. Wóz albo przewóz. Kiedy się, kurwa, przyglądam ludzkiej naturze, widzę jasno jak na dłoni, że człowieka stać dosłownie na wszystko, że równie dobrze wznieść możemy sobie tutaj piekło, jak raj, w równej mierze coś nieskończenie ohydnego, jak życie godne naszej wewnętrznej  z g o d y n a t r w a n i e.
Nie będzie to, kurwa, łatwe, towarzysze. Większość Narodu i Społeczeństwa to  l u d, drodzy współcześni. Robotnicy i chłopi z dziada pradziada, no nie? A komu, kurwa, historia dojebała boleśniej niż ludowi? Ha? Lud, a jakże. Więc nie ma co się dziwić, przynajmniej z jednej strony, kurwa, że ci skopani do żywego huje zamiast normalnie  m ó w i ć  i  w y r a ż a ć się o świecie jak  l u d z i e, zaczęli z czasem już tylko kląć. Taki język jakie życie, towarzysze, czyli  b y t  kształtuje  ś w i a d o m o ś ć, kurwa, nie mam racji? A teraz, kurwa, zapiździła nam w nos Lokomotywa Rewolucji, i te zmaltretowane huje doszły do władzy. Bo większość rządzi, no nie? Lud pracujący, kurwa. Ale z drugiej strony wyłania się, i właśnie z tego powodu, taka kwestia, że kto rządzi, ten  d y k t u j e  j ę z y k. Więc ten spierdolony i skopany na wszystkie strony Lud decyduje o tym, jak my dzisiaj mówimy, jakie mamy myśli i uczucia w głowie i co my sobie w ogóle o świecie wyobrażamy. I to jest ta kwestia towarzysze. Tu, kurwa, w tym punkcie wszystko się zaczyna pierdolić na amen. Bo przecież życie już się dawno  z m i e n i ł o. Mamy, kurwa, nasz świat poprawiony, więc i język powinien nam się poprawić. Wydostojnieć czy nie? Nabrać rumieńców, huj mu w dupę! Natomiast rzecz ma się, kurwa, odwrotnie. I w tym jest sęk, obywatele! Temu trzeba będzie zaradzić, jak Boga kocham i trzy palce w dupie! Jeżeli byt, kurwa, określa świadomość, to musimy świadomości pomóc stanąć na nogi i odzyskać równowagę... Musimy zadbać, towarzysze, aby ta świadomość zaczęła wreszcie odbijać  ż y c i e  p o p r aw i o n e. Bo ona coś się, kurwa, wzdraga! Ona odbija, kurwa, z bytu to, co najżałośniejsze!... Wybiera sobie, kurwa, elementy zjebane na amen, a nie dostrzega tego, co piękne, wzniosłe i szlachetne... A kto ma jej pomóc, kurwa, jak nie Partia?... Ha? Czy to nie jest ewidentne, job waszu mać?  
Ja płaczę, kurwa. Wierzycie mi, towarzysze? Ja mam syna, huj mu w dupę. Ot, wyrosło chłopię na schwał i ja się nie skarżę, bo i zdrowy, i wykształcony, a nasza ludowa ojczyzna, kurwa, dogadza mu jak swemu. Wraca ci on wczoraj z pracy, towarzysze, i rzecze: „Daj co żreć, matka, bom spierdolony jak huj...” Jakby mnie kto zdzielił w pysk, towarzysze ojcowie i matki, naprawdę! I przez jakiś czas, kurwa, szukałam słów, by go skarcić, by mu przemówić do serca i wytłumaczyć, jak mnie to boli. Ale po kilku sekundach, kiedy nic mi innego nie przyszło do głowy, połykając łzy postawiłam przed nim talerz ze słowami: Masz, drogie dziecko i wpierdalaj, aż ci się uszy zatrzęsą...
Towarzyszka Matka (Polka)
 

 

 

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura